sobota, 4 września 2010

"Się te wszystkie kultury pomieszały...."


Cicha świetlica romska, na piętrze jednej ze starych tarnowskich kamienic. Kilka pomieszczeń – kuchnia, siłownia, większy pokój z komputerami i stołem pingpongowym pośrodku. Na tyłach - salon kosmetyczny, którego lekko onieśmielona Andżelika nie pozwoliła sfilmować. Wraz z siostrą już drugą godzinę rozmawiają z Karoliną. O wszystkim: szkole, tradycji, rodzinie, planach na przyszłość. Przy niewielkim stoliku, tuż obok starego kominka. W tle komputery. Stonowany ciąg słów Andżeliki i Natalii mąci tylko dźwięk przestawianej przeze mnie co chwilę kamery. Ktoś z impetem szarpnął za klamkę, zawiasy skrzypią, otwierają się tylne drzwi:
- Nie ma mamy?
- Nie ma, nie ma, właśnie wywiadu udzielamy – rzuciła jedna z dziewczyn.
- A to przepraszam najmocniej, może przeszkodziłam.
- Nic nie szkodzi – odparłem.
- Ja tylko te ogórki przyniosłam. I te pomidory, o.
- To jest właśnie nasza babcia – dziewczyny, ze szczerą sympatią w głosie.
- Moglibyśmy zadać Pani kilka pytań? – Karolina.
- Oj, ale ja taka jestem zmęczona, ja muszę iść już.
- Babciu, będziesz w telewizji! No chodź, babciu, babciu.
- Oj, strasznie gorąco, ja nie mam siły, no ale, no ale o co chodzi?
- O tradycje romskie – z nadzieją w oczach odparła Karolina. Przed nami w torbą zakupów w ręku, oparłwszy się z lekka o stół, stała postać, która romską kulturę, wartości i historię zdawała się mieć wyrysowane na twarzy.
- No ale ja nie wiem, gorąco mi strasznie, ja pracuję na burku, handluję. Państwo z Tarnowa?
- Nie, nie, z Krakowa – szybko przyznałem.
- To, to jest tutaj, jak ta fabryka, tam była taka piaskówka – zaczęła mimowolnie starsza Pani.
- Oni, to znaczy Romowie tarnowscy tu przyjechali wozami, dawno temu, bo tu rodzina taty była. Mamusię Polkę miałam, tatusia Cygana. Tę świetlicę założył właśnie mój tatuś, Siewak Andrzej, był założycielem tej świetlicy, w której teraz siedzimy. W ’63 roku. Teściów miałam z Rymanowa, teść mój handlował końmi, teściowa była wróżbitką. Chodziła po Zakopanem, ja z nią. W cygańskich strojach, jak wszyscy. Były takie spódnice kolorowe i fartuchy.
Też takie miałam!
- Ma je Pani wciąż?
- Tak, ja przeważnie chodzę w spódnicach. Oj, bo wiecie - kiedyś tradycje były piękne, szanowało się je.
- Teraz nie?
-Teraz jest inaczej, inne tradycje są. Bo pieniądze są. Kiedyś była większa bida, chleba
z cukrem się nawet zjadło. Tak było! Polane wodą i się tak jadło. Oj, najlepiej, jakby teściowa była – ona to była szanowaną wróżbitką! Patrzyła w oczy i wszystko tam widziała!
- A uczy Pani wnuczki wróżyć?
- Wnuczki? A nie, nie. Teraz nie ma już takiej tradycji. Się te wszystkie kultury pomieszały…  


Rafał Bedlewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz