czwartek, 23 września 2010

Drugie koty za płoty ;)
5 miesięcy pracy, godziny nagrań, rozmów, niezliczone wizyty w kręgach narodowych mniejszości i grup etnicznych, dziesiątki uczestników. Zwieńczeniem projektu
KONTR-o-WERSJA są spotkania, z których dwa pierwsze już za nami. To ostatnie odbyło się dziś, 23.09.2010 roku o godzinie 12:00 w Staromiejskim Centrum Kultury Młodzieży w Krakowie.

11:30 – ostatnie przygotowania: pierwsze spotkanie mieliśmy już wczoraj, mimo to stres znów się udziela, niezliczony raz powtarzamy spisane wcześniej kwestie, które koniec końców i tak odtworzymy po swojemu. Kwadrans przed 12:00 wszystko wydaje się już dopracowane, a każda kolejna minuta jest zbędną gwarancją wzrostu zdenerwowania. W samo południe na salę wprowadzamy uczniów z krakowskich liceów. Z widownią krótko wita się Dagmara, chwilę później przyszedł czas na moją prezentację projektu KONTR-o-WERSJA. Pierwsze poważne publiczne wystąpienie to wydarzenie dla każdego szczególne, pozwala lepiej poznać siebie - ja na przykład w mik przekonałem się, że jednak są sytuacje, które potrafią mnie pozbawić pewności siebie. Tak było wczoraj - to wtedy miejsce miało owo pierwsze wystąpienie, dziś wyszło lepiej, bo trema wpływ na prezentację miała już nieznaczny. Przebiegła ona sprawnie – teraz głos zabrały: Dagmara, Karolina i Agnieszka. Ich wypowiedzi na temat przygotowanych przez nas reportaży przeszywały projekcje tychże filmów. I tu czas na kolejną refleksje – dziewczyny, których nerwy przed spotkaniem bawiły mnie, gdy przyszło co do czego, okazały pełny luz, opanowanie i naprawdę profesjonalnie przekazały wszystko to, co przekazać w kwestii projekcji należało. Wygląda zatem na to, że teoria o psychicznej sile kobiet nie jest tylko kolejnym czekającym na obalenie stereotypem ;) Zaraz po zakończeniu prezentacji reportaży, zaprosiliśmy naszych gości na wystawę zdjęć, także w budynku Staromiejskiego Centrum Kultury Młodzieży. Rozmowy, przeglądanie prac naszych i nadesłanych nam w wyniku ogólnopolskiego konkursu "Pokaż, jak to widzisz!", a także całkiem popularne wpisywanie rozmaitych tekstów na przygotowaną przez nas projektową tablicę, stanowiły ostatni etap drugiego spotkania uczestników projektu
KONTR-o-WERSJA z krakowską młodzieżą szkolną. Kolejne już jutro, punktualnie o 18:00!

Rafał Bedlewicz
 
 
 
Pierwsze koty za płoty…

Czyli wieczorna i kawowa retrospekcja z dnia wczorajszego. Spotkanie z młodzieżą krakowskich szkoł średnich.


Scena Staromiejskiego Centrum Kultury Młodzieży w Krakowie. Spora, przyciemniona sala teatralna. W lewym rogu kanapa i fotel, przyciągające klimaty retro. Odcinający się jasną plamą duży, biały ekran. Coraz to gasną i zapalają się kręgi pojedynczych świateł. Cała ta gra w kółko i cień jest sprawką ukrytego w prawym rogu widowni oświetleniowca. W tych świetlnych impresjach co raz to nikną to pojawiają się nerwowo chodzące, tupiące, stukające obcasem bądź biegające w ostatnich przygotowaniach postacie.



Nerwowo chodzi tam i z powrotem, ściskając kurczowo w dłoniach czarną podkładkę z starannie przygotowanymi notatkami. Ma na sobie szpilki, których bardzo nie lubi. Nuci coś pod nosem. Nie słychać słów. Mogę się założyć, że jest to coś, co uspokaja ją najbardziej – kibicowskie przyśpiewki. To Karolina.



Po drugiej stronie sali chodzi i nie może opanować charakterystycznego, wrodzonego
i indywidualnego ADHD, świadczącego o tym, że jest stworzony do kroczenia naprzód, a nie stania w miejscu. Mogę się założyć, że denerwuje się jak sto pięćdziesiąt, ale zrobi wszystko, żeby nie dać tego po sobie poznać. To Rafał.



Na fotelu przed laptopem siedzi, jako jedyna spokojna i opanowana. Przeziębiona przytula się do oparcia fotela. Wszystko przedyskutowała chwilę temu z Rafałem – teraz może pozwolić sobie na niewinne marzenia o błogim śnie: bezcennym , gdy dopada jesienne przeziębienie.
To Agnieszka.



Obok widzę czekającego na jakąkolwiek akcję na scenie. Siedzi, bo pozałatwiał już wszystkie „Krzysiuuuu ratuj…”, „Krzysiuuuu pomóź” , „Słuchaj skocz po pisaki, długopisy, taśmę, aparat… i gwiazdkę z nieba” – niezawodny i niezastąpiony w sprawach organizacyjnych, pomagający w ogarnianiu szczegółów, które przecież tworzą całość. Jak wyżej: To Krzyś.



Gdzieś tam biega nerwowo w szpilkach, w których nie potrafi chodzić i do których nie jest stworzona, bo przeczą jej naturze: chaosowi. Poczucie odpowiedzialności na całość zmusza ją nieraz do dyktatorskiego tonu, który wtajemniczeni na szczęście cierpliwie wybaczają. To ja.



Zegarek wskazuje 9.56. Na salę wchodzi grupa młodzieży. Mogliby być naszymi znajomymi, z którymi chodzi się na kawę czy do kina. Zajmują miejsca. Na sali czuje się wzajemne wyczekiwanie: Co oni powiedzą? A co oni pomyślą? „Co ja robieee tu uuuu.. Co ty tutaaaj robisz…”;)



Podnoszę mikrofon i tak jakbym uniosła czarodziejską różdżkę: na widowni zalega cisza, szepty nikną. Teraz cały obraz znika. Pozostają tylko wrażenia akustyczne. Reflektor oślepia tak, że przed sobą ma się tylko ciemność. Zaczynamy kompletnie nie widząc reakcji zgromadzonych.



Pierwsze 5 minut… jest cicho. To chyba dobrze.



Zapowiedź reportażu Karoliny i Rafała – „Własna tożsamość”. Znam materiał na pamięć, więc kątem oka obserwuję Karolinę. Zdenerwowanie. Zdenerwowanie rośnie z każdą minutą reportażu – chyba wiem o czym myśli: obie wiemy gdzie jest koniec. Znikają napisy końcowe, Karolina zaczyna swój komentarz.. i nagle jej nie poznaję. Karolina, która nie lubi publicznych wystąpień i kilka dni wcześniej wyliczała powody, żeby nie musieć zająć miejsca na scenie swobodnie snuje opowieść o Romach.



Jakie znacie stereotypy na temat Cyganów? Że śmierdzą, kradną, kłamią – to proste
do wyliczenia i to najczęściej słyszałam, gdy zadawałam to pytanie. Najprostszym zaprzeczeniem tych stereotypów są Natalia i Angelika, które poznałam w Tarnowie….



Oświetleniowiec wpadł na pomysł, żeby trochę oświetlić widownię. Wiedzę zasłuchane postacie. Nikt nie bawi się telefonem, nikt nie gada. Zasłuchanie, zapatrzenie, zamyślenie.



Reportaż o Żydach i komentarz Agnieszki. Ona zawsze mówi z dużą swobodą, nie boi się niełatwych pytań. Dlaczego tytuł „Ty Żydzie”? Właśnie dlatego, że wzbudza tyle emocji i jest dość kontrowersyjny. Dlatego też, że właśnie w tym określeniu zawierają się wszystkie stereotypy na temat Żydów. Zwykle wypowiada się te słowa w sposób bardzo negatywny. „Pożycz złotówkę. Nie. No to: Ty Żydzie.” Na widowni lekkie poruszenie, reportaż wzbudził emocje, szczególnie kibiców, bo dotknął tematyki stereotypów lokalnych, czyli: Cracovia = Żydzi.



Moja kolej. Mam trudniejsze zadanie: mówię o Łemkach. Odwracam kolejność: najpierw komentarz, później reportaż. Pytam: Kto wie, kim są Łemkowie? Ręka do góry. Jedna. Ok. To wytłumaczę. Muszę wam najpierw udowodnić, że stereotypy na temat Łemków istnieją, żebyśmy w ogóle mogli o tym pogadać. Kto słyszał o Akcji Wisła? Nikt. Ok. To ja opowiem. Reportaż. Jakieś pytania? Jedno. Może banalne, ale uważam je za sukces. Umiesz mówić
po łemkowsku? Ktoś się zainteresował.



Kończąc: Mam nadzieję, że nasze reportaże zmusiły was do krytycznego myślenia. Mogło się wam nie podobać, możecie mieć inne poglądy, możecie mieć uwagi techniczne i wszelkie inne uwagi, ale najważniejsze jest to, żeby w waszych głowach zrodziły się pytania i taka mała refleksja, że to jest bardzo, ale to bardzo trudne –trafić do drugiego człowieka z przesłaniem: „Słuchaj, ja nie jestem taki, jak ty o mnie myślisz. Spróbuj mnie poznać, posłuchać.”



I tak na koniec: W galerii czeka na was tablica i pisaki, napiszcie nam co myślicie, odrysujcie swoją rękę, namalujcie coś – co tylko chcecie.



Co napisali?



„100% tolerancyjni”, „Pozdrowienia dla Łemków, Żydów i Romów”, „I love Roma”, „Było fajnie”, „coś miłego”, „Kuba, Alexey pozdrawiają Łemków”, „Reportaż był świetny, życzymy dalszych sukcesów”, „Ania zawsze z wami”, „Tu byłem”.



Co narysowali?



Menorę w serduszku.



Galeria nam opustoszała. Siedzę i patrzę.



Karolina ma niesamowicie szczęśliwą minę. Śmieją jej się oczy. Cała się śmieje. No tak tak, udało nam się ;) Satysfakcja miesza się jeszcze na jej twarzy z niedowierzaniem, że udało nam się trafić do drugiego człowieka, do wielu ludzi, do wielu młodych ludzi z własnymi poglądami, do wielu młodych ludzi z własnymi poglądami, których zwykle trudno przekonać, bo kroczą własnymi ścieżkami i nie lubią drogowskazów. Chciałabym, żeby potrafiła się tym cieszyć trochę dłużej. I nie słuchała więcej, że przepracowane nad reportażem, przejeżdżone, przestresowane, przemęczone z montażem wakacje były frajerstwem. Bo nie były.
Bo przekonanie nawet jednego człowieka, że mniejszości narodowe to inspiracja a nie źródło strachu jest warte wysiłku.



Dla mnie tych kilka napisów i rysunków znaczyło tyle co: dobra robota, warto było. Dzięki
za tych kilka napisów i rysunków – bez odbiorców, bez was to co robimy nie miałoby sensu.



Kawa mi się skończyła, więc kończy się retrospekcja;)


Dagmara Michniewicz





sobota, 4 września 2010

"Nieważne, jak nas nazywają, tylko co mają na myśli."

- Ten, co mieszka w Anglii – w prawie każdym języku będzie to określenie pokrewne z wyrazem ‘’English’’. Ale na przykład nasi zachodni sąsiedzi, jak się nazywają?
 [Ktoś z tłumu]: - Niemcy
 - Zgadza się, a po niemiecku będzie ‘’Deutsch’’. Ale my tej nazwy nie używamy. My mówimy ‘Niemiec’, czyli ‘’niemy’’, ten, który nie mówi. To jest nazwa obraźliwa. Anglicy z kolei Niemca nazwą ‘’German’’, Hiszpanie – ‘’Alemán’’. Romowie nazwą się Romami – Me som Rom. 

  Skąd Cyganie? Gdy przodkowie Romów wędrowali z Indii, dotarli na Bałkany, gdzie nazwano ich Cyganami – była tam bowiem sekta religijna o greckiej nazwie Acigan. To z nią skojarzono Cyganów. Jednak na przykład w Szwecji do dziś nazywa się ich Tatarami – Skandynawowie właśnie za przedstawicieli tego narodu wzięli Romów. W Anglii Cygana nazwą ‘’Gypsy’’. Dlaczego tak? W tamtejszym języku słowo to czyta się niemal tak samo jak ‘’Egyptian’’, czyli Egipcjanin, z których karnacją Brytyjczycy skojarzyli tą, jaka charakteryzuje Romów. 

- Określenie ‘’Cygan’’ nabrało przez lata negatywnego brzemienia. Dlatego lansujemy nazwę właściwą ‘’Rom’’. Ale taka walka o nazewnictwo dotyczy nie tylko społeczeństwa Romskiego. Ci, którzy mieszkają na lodowej Grenlandii, jak ich nazwiemy?
 [Ktoś z tłumu]: -  Eskimosi.
 - Zgadza się. Wiecie co to oznacza w języku duńskim? ‘Taki co żre mydło’. Dlatego od jakiegoś czasu Eskimosi domagają się by nazywać ich Inuitami. 

Pół godziny później, w rozmowie z cygańską młodzieżą. 14,15,16-latkowie. 
- Określenie ‘’Cygan’’ jest obraźliwe?
- [Chwila zamyślenia] To właściwie zależy od kontekstu. Nieważne, jak nas nazywają, tylko co mają na myśli. 

 Rafał Bedlewicz


"Przecież nie ma różnicy..."


Kamery na statywach, ekipa przygotowana. Kobiety, mężczyźni, dzieci i starsi – Romowie z niepewnością obserwują paru młodych ludzi, którzy dopieszczają ostatnie techniczne kwestie. Wszechobecny szept, którego resztki znikły po pierwszych słowach Adama Bartosza. Sprzęt włączony, zaczynamy nagranie. Zainteresowania pracą ekipy spada wprost proporcjonalnie do zaawansowania wykładu człowieka, który stanowi wyjątkowe ogniwo między kulturą romską i polską. Dziś stanął naprzeciw zadania podobnego do tych, z którymi spotykał się przez lata w tarnowskim Muzeum Etnograficznym. Spotkanie z rodzinami cygańskimi zorganizował po to, by wzmocnić siłę słów prelekcji, jaką zgodził się wygłosić Łowcom Stereotypów. Prócz wiedzy teoretycznej mieliśmy zatem zostać wzbogaceni o doświadczenie w kontaktach międzykulturowych, które sprawi, że z większą wiarygodnością uda nam się przedstawić romską mniejszość etniczną w naszych reportażach. 

  Pan Bartosz skończył wykład, mówił o języku, romskiej historii, wspominał o muzeum. Mieliśmy teraz porozmawiać z młodszym cygańskim pokoleniem, naszymi rówieśnikami, dziećmi starszymi, dziećmi młodszymi, dziećmi kilkuletnimi. Wcześniej jeszcze ktoś zaproponował, by kilka dziewczyn pokazało parę cygańskich tańców. Poszły się przebrać, my wzięliśmy się za przestawianie sprzętu na pobliską polanę, w drugiej części podwórka muzeum, gdzie starsi wyczekiwali już występu. Wiedząc, że przygotowywanie do prezentacji może potrwać dłużej, z jedną kamerą w ręku, w sporym głodzie pobiegłem do najbliższego sklepu. Do muzeum wróciłem wyposażony w drożdżówkę. Wychodząc na podwórko, podpatrzyłem Karolinę. Przy jednym ze znajdujących się na tyłach muzeum cygańskim powozie rozmawiała z kilkorgiem dzieci. Ludzie byli wszędzie, część ekipy zajmowała się sprzętem, reszta prowadziła ożywione i pełne wzajemnej sympatii rozmowy z Romami. Wśród tego całego chaosu stała Karolina z nieopatrznie włączonym mikrofonem w ręku i dzieci z wyrysowanym na twarzy zakłopotaniem. Skąd się wzięło, zrozumiałem dopiero parę dni później. Przesłuchując w samotności nagrania, trafiłem na taki zapis:

   - Wasz strój, jak ubieracie się na co dzień?
   - [Chwila zastanowienia] No, normalnie. Jak Polacy.
   - Jak przechodnie reagują na Romów na ulicy?
   - No, nie reagują. Przecież nie ma różnicy…


Rafał Bedlewicz
"Się te wszystkie kultury pomieszały...."


Cicha świetlica romska, na piętrze jednej ze starych tarnowskich kamienic. Kilka pomieszczeń – kuchnia, siłownia, większy pokój z komputerami i stołem pingpongowym pośrodku. Na tyłach - salon kosmetyczny, którego lekko onieśmielona Andżelika nie pozwoliła sfilmować. Wraz z siostrą już drugą godzinę rozmawiają z Karoliną. O wszystkim: szkole, tradycji, rodzinie, planach na przyszłość. Przy niewielkim stoliku, tuż obok starego kominka. W tle komputery. Stonowany ciąg słów Andżeliki i Natalii mąci tylko dźwięk przestawianej przeze mnie co chwilę kamery. Ktoś z impetem szarpnął za klamkę, zawiasy skrzypią, otwierają się tylne drzwi:
- Nie ma mamy?
- Nie ma, nie ma, właśnie wywiadu udzielamy – rzuciła jedna z dziewczyn.
- A to przepraszam najmocniej, może przeszkodziłam.
- Nic nie szkodzi – odparłem.
- Ja tylko te ogórki przyniosłam. I te pomidory, o.
- To jest właśnie nasza babcia – dziewczyny, ze szczerą sympatią w głosie.
- Moglibyśmy zadać Pani kilka pytań? – Karolina.
- Oj, ale ja taka jestem zmęczona, ja muszę iść już.
- Babciu, będziesz w telewizji! No chodź, babciu, babciu.
- Oj, strasznie gorąco, ja nie mam siły, no ale, no ale o co chodzi?
- O tradycje romskie – z nadzieją w oczach odparła Karolina. Przed nami w torbą zakupów w ręku, oparłwszy się z lekka o stół, stała postać, która romską kulturę, wartości i historię zdawała się mieć wyrysowane na twarzy.
- No ale ja nie wiem, gorąco mi strasznie, ja pracuję na burku, handluję. Państwo z Tarnowa?
- Nie, nie, z Krakowa – szybko przyznałem.
- To, to jest tutaj, jak ta fabryka, tam była taka piaskówka – zaczęła mimowolnie starsza Pani.
- Oni, to znaczy Romowie tarnowscy tu przyjechali wozami, dawno temu, bo tu rodzina taty była. Mamusię Polkę miałam, tatusia Cygana. Tę świetlicę założył właśnie mój tatuś, Siewak Andrzej, był założycielem tej świetlicy, w której teraz siedzimy. W ’63 roku. Teściów miałam z Rymanowa, teść mój handlował końmi, teściowa była wróżbitką. Chodziła po Zakopanem, ja z nią. W cygańskich strojach, jak wszyscy. Były takie spódnice kolorowe i fartuchy.
Też takie miałam!
- Ma je Pani wciąż?
- Tak, ja przeważnie chodzę w spódnicach. Oj, bo wiecie - kiedyś tradycje były piękne, szanowało się je.
- Teraz nie?
-Teraz jest inaczej, inne tradycje są. Bo pieniądze są. Kiedyś była większa bida, chleba
z cukrem się nawet zjadło. Tak było! Polane wodą i się tak jadło. Oj, najlepiej, jakby teściowa była – ona to była szanowaną wróżbitką! Patrzyła w oczy i wszystko tam widziała!
- A uczy Pani wnuczki wróżyć?
- Wnuczki? A nie, nie. Teraz nie ma już takiej tradycji. Się te wszystkie kultury pomieszały…  


Rafał Bedlewicz